sobota, 15 sierpnia 2015

Balatonu ciąg dalszy i przygoda oponowa

Poranek zaczął się późno i od razu leniwie. Na tym kempingu było bosko- trawka idealnie równa, słońce za idealnym drzewem, a obozowisko idealnie zorganizowane. Na kwadratowej działce nam przypisanej rozstawiliśmy namioty w kształt litery L, po środku ustawiliśmy części wspólne czyli trzy stoliki na których jemy, zmywamy i pijemy, 8 składanych krzesełek i wszystkie potrzebne miski, szklanki itp. Wejście zastawiliśmy busem tak, że stworzył on czwartą ścianę w domku a jego drzwi przesuwane były wrotami do szafy. Zatknęliśmy polską flagę na busiku i usłyszeliśmy ,,dzień dobry", nasi są wszędzie :DNa kempingu mieliśy opłacony pobyt do godziny 12, ale pan w budce strażniczej pozwolił nam zostać dłużej nad jeziorem, więc reszta wpisów w dzienniku w podróży wygląda tak:
... leniwe byczenie się na plaży
... leniwe pływanie i rzucanie błotem w Jeremiego
... leniwe prysznicowanie się
... leniwe pakowanie
...
...
..
.
.


Ale kiedyś trzeba było ruszyć dalej, a skoro wyjechaliśmy późno, postanowiliśmy jechać do oporu. Za kółkiem siedział Jeremi, reszta spała, przyjemny chłodek wiał w naszą klimatyzowaną przestrzeń busową. Jeszcze na Węgrzech mijaliśmy wioskę, której wygląd Jeremi skomentował ,,nie chciałbym żeby bus tu się zepsuł" - wszędzie byli Romowie, rozstawieni przy ulicach jak gangsterzy spod remizy na naszych wsiach, strach się bać.
Przejście z granicą chorwacką przesło gładko i już w Chorwacji szukaliśmy noclegu.
Jechaliśmy spokojnie, przez małe miasteczko i wszystko zdażyło się jednocześnie: Jeremiego: ,,ej, bo coś tu...", dziewczyn ,,aaaa", Piotrka ,,zatrzymaj się!" i busa ,,jebs". Koło kaput, flak potężny, ciemna noc. W sekunde otrzeźwieliśmy, przestaliśmy być senni i w komandowskim szyku odzialiśmy się w kamizelki odblaskowe. Zmiana koła, z zegarkiem w ręku, zajęła Piotrkowi 23 minuty, co uznaliśmy za całkiem dobry wynik. Zgodnie z cennikiem słowackim Piotrek zarobił 6 eurasów, razem z napiwkiem za sprawną akcję. Zeszło nam się długo, ale znaleźliśmy całkiem dobre miejsce na łące wśród pól, rozłożyliśmy namioty i usłyszeliśmy ,,szzzzzzuuuuu" - przejechał pociąg, a my po raz kolejny spaliśmy codziennie w innym kraju i po raz czwarty przy torach. Przejechaliśmy 131 km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz