... 3 dni.
Bardzo chcemy już wyjechać. Ja chcę już najbardziej na świecie, czekając w domu na przyjazd busa nie wiem w co włożyć ręce i czym zacząć się stresować.
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie mieli opóźnienia. Opóźnienia są w sumie powszechnym zjawiskiem, my w bonusie mamy je jeszcze przed wyjazdem, ale: 1. SZCZĘŚLIWI CZASU NIE LICZĄ, 2. Lepiej jechać później ale wrócić z silnikiem niż wyjechać wcześniej i wrócić na lawecie.
Według najnowszych prognoz wyjedziemy w piątek, 7 sierpnia. Mam nadzieję, że żaden kataklizm nie pokrzyżuje nam planów, że zjemy obiadek mamy, tata rozbije butelkę trunku o burtę i przez kolejne kilkanaście godzin będziemy się roztapiać w fotelach.
Prezentacja busa już niedługo, tymczasem małe zdjęcie na zachętę:
Jak widać nasz dyliżans zmienił zabarwienie z brzydko zielonego na piękny niebieski. Zanim dostał pomarańczowe ozdoby wyglądał jak karetka (dwa dni z Ania męczyłyśmy wzór EKG gęstą farbą, której nie mogliśmy nigdzie kupić i którą znalazła ostatecznie boska ręka taty Piotrka). Ten sam tata rzucił świetny pomysł, żeby nazwać naszą wyprawę ,,pielgrzymką kardiologów". Pomysł stety albo niestety nie został zatwierdzony.
Warto w tym miejscu wspomnieć też o samej nazwie dla busa, wiadomo przecież że musi mieć imię. Batalie na ten temat trwały dopóki nie pomalowaliśmy autka. Propozycje były trzy, miało to być staropolskie imię męskie, do wyboru: Anatol, Drogomir, Zbygniew przez ,,y". Kiedy już ustaliliśmy,. że mniejszym złem będzie Zbygniew, bus dostał niebieskie wdzianko. I stał się SMERFETKĄ.
Wika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz