środa, 26 sierpnia 2015

O bałkańskich drogach słów kilka!

Przed wyjazdem słyszeliśmy wiele historii o kierowcach w południowej części Półwyspu Bałkańskiego. W większości były to histeryczne opowieści o samobójcach zamkniętych w blaszanych trumnach wyposażonych w silnik spalinowy, ewentualnie osiołka lub pedały. Nie do końca w to wierzyliśmy - w końcu o mieszkańcach każdej części globu krążą krzywdzące stereotypy. Nie przypuszczaliśmy jednak że nasze obawy potwierdzą się niemal w stu procentach. Nie dojechaliśmy do końca Bałkanów, bo nie byliśmy w Grecji (w końcu kryzys i ludzie z głodu zjadają się tam nawzajem), ale możemy powiedzieć że im dalej na południe tym gorzej z zachowaniem kierujących. Kłopoty zaczynają się w Czarnogórze. Zostaliśmy przywitani wymuszeniami pierwszeństwa na rondach i skrzyżowaniach. Na wąskiej czarnogórskiej drodze zabytkowy wóz strażacki najpierw zepchnął nas na pobocze i zatrzymał się 3 centymetry od Smerfetki. Gdy zobaczył że nie zmieści się obok nas to zaczął po prostu jechać w naszym kierunku zmuszając nas do ucieczki na wstecznym. Nie chcielibyśmy być krzywdzący dla mieszkańców Montenegro - większość z nich jeździ normalnie a kłopoty są tam spowodowane głównie tym że drogi są wąskie i kręte.
Natomiast prawdziwy Meksyk na drodze zaczyna się dopiero w Albanii. Tutejsi kierowcy jeżdżą jakby Bóg ich opuścił. Wyprzedzanie na ciągłej jest tutaj w dobrym guście. Dla prawdziwego albańczyka nie jest problemem to że jest zakręt a z przeciwka jedzie sznur samochodów - on jest królem szosy, wyjedzie więc na przeciwny pas ruchu zmuszając innych kierowców do ucieczki na pobocze. Wyminie dwóch innych albańczyków i oszczędzi kilka sekund na powrocie do domu. Gdy jest korek to można być pewnym że znajdzie się Smart jadący poboczem aby zaoszczędzić na czasie. O tym czy albańskie drogi są bezpieczne zapewne najlepiej mówi ogromna ilość kwiatów, krzyży i płyt pamiątkowych ustawionych przy drogach szybkiego ruchu.
Kolejnym trudnym punktem na drogowej mapie Albanii są skrzyżowania. Znaki pierwszeństwa i światła są na nich umieszczone chyba głównie w celach estetycznych, albańczycy bowiem traktują je raczej jako luźne wskazówki.Gdy na jednym ze skrzyżowań czekaliśmy aby wyjechać z podporządkowanej w lewo zaczęły wyprzedzać nas dwa tiry, jeden z jednej strony a drugi z drugiej. Aby nie zostać zmiażdżonym pojechaliśmy środkiem i tym sposobem z jednego pasa skręciły w lewo trzy samochody naraz. Można? Można.
Zabawne jest to w jaki sposób zorganizowane są pasy ruchu. W miejscach spornych, takich jak duże ronda z wieloma torami po prostu ich nie ma, nie zostały namalowane. Kierowcy radzą sobie sami, tworząc wielkie kłębowisko aut, mopedów, ludzi i zwierząt. Zadaniem policji jest poganianie tych którzy zrobili sobie postój na środku drogi. Musicie bowiem wiedzieć że dla prawdziwego albańczyka zatrzynanie się na środku drogi nie jest niczym niezwykłym. Odpala awaryjne i czasami zjedzie na pobocze jednym kołem. Sami policjanci także nie przestrzegają przepisów, o czym wielokrotnie mieliśmy okazję się przekonać podczas wizyty w Tiranie.
Na bałkańskich drogach elementem wyposażenia samochodu równie ważnym co światła stopu (które, nota bene, często u albańczyków nie działają) jest klakson. Sygnalizuje się nim chęć wyprzedzania, zmiany pasa, pozdrawia się przejeżdżających obok albo po prostu używa bez powodu. Właściciele mopedów używają go zamiast kierunkowskazów - podjeżdżają do skrzyżowania, naciskają klakson, wyciągają rękę w kierunku w którym mają zamiar jechać po czym odważnie wyjeżdżają na drogę.
Podsumowując: jeśli chcecie zakosztować nutki orientu, doświadczyć chaosu i anarchii panujących na drogach oraz zobaczyć jak się jeździ w kraju w którym kierowcy po prostu jadą i starają się nie wpaść na siebie to mam dobrą wiadomość. Nie musicie jechać do Indii, Albania jest dużo bliżej.
P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz