Do matek i ojców w liczbe sztuk 7, do wszystkich przyjaciół i do wszystkich zainteresowanych tym, jak sobie radzimy z codziennymi czynnościami w warunkach polowych lub bardziej nieprzyjaznych:
Opisywania nie zacznę od pakowania, bo bez rozpakowania nie będzie widać powagi tej czynności. Zacznę więc od tego, że jedziemy. Jedziemy, jedziemy, jest nam gorąco. Mamy zraszacz do kwiatków i pokochaliśmy go od pierwszego chluśnięcia mgiełką na nasze spocone ciała. Mamy zasłonkę w busie która mniej więcej spełnia swoją funkcję - zaciemnia i nie jest przez nią bardziej duszno niż zwykle, ale z drugiej strony wiatr powiewa ją na twarze ludzi siedzących przy ścianie. Opiera się srebrej taśmie i sznurkom, ale jako tako działa. Nie mamy radia samochodowego, ale mamy szeroki wachlarz muzyki i dwie pary głośników. W bagażniku wozimy wszystko rzeczy, których nie potrzebujemy w trakcie jazdy: ubrania, stoły, butle z gazem itp. Pod nogami mamy swoje torebusie i torebki, hektolitry wody do picia i śmieci. Mamy też bagażnik na dachu, który jest bardzo przydatny a jednocześnie sprawia, że nasz bus wygląda tak, że każdy nam zazdrości i każdy chciałby przeżyć taką przygodę jak my. Na dachu wozimy więc większe zapasy jedzenia, baniaki z wodą, dwa zapasowe koła itp. NIE GŁODUJEMY: robimy przerwy na drugie śniadanie w trakcie jazdy. Do tej pory najprzyjemniejsza pauza była na Węgrzech, gdzie zatrzymalismy się pod wzgórzem zamkowym i jedliśmy przedobiad w parku.
Jedzimy, jedziemy, jedziemy, jeśli nie zwiedzamy i nie odpoczywamy na trasie to szukamy miejsca do noclegu. Miejsce idealne lub znośne i nadające się musi spełniać pewne kryteria. Najważniejsze jest to, że bus musi bez problemu wjechać i wyjechać - nie może być za stromo, nie może być spadku w jedną tylko stronę, nie może rosnąć drzewo i tym podobne rzeczy. Drugie kryterium to odpowiednie oddalenie od domów tak, żeby nikt nie wezwał bezwzglęnych służb mundurowych które zamknęłyby nas wszystkich na minimum 24 godziny, hehe. Musi być też w miarę płasko pod namioty. No i to chyba tyle. Gdy znajdziemy już miejsce, rozpakowujemy busa. Dzięki naszym wpaniałym mężczyznom idzie to sprawnie: wyciągamy plecaki, stoły, butle, palniki, sztućce i zajadamy się prowiantem zabranym jeszcze z Polski w przypadku obiadów i kolacji, na śniadania staramy się mieć coś świeżego - warzywa, sery, smarowidła, pieczywo. Do zmywania, mycia zębów i tym podobnych czynności używamy baniaka 10-litrowego z kurkiem, a do kąpania się mamy prysznic ogrodowy, który zawieszamy sobie na drzewie lub busie, a w razie potrzeby rolę zasłony prysznicowej pełni plandeka. Idziemy spać, wstajemy rano, jemy śniadanie i cały cykl się zapętla. Słowem: radzimy sobie świetnie, mamy zbilansowaną dietę i dobrze zaopatrzoną apteczkę.
Warto wspomieć jeszcze o panującej atmosferze, która jest super. A propo ,,super"; razem ze słówkiem ,,totalnie" chyba na dobre zagościło w naszych słownikach, a wszystko przez Jeremiego i Justynę. Dużo się śmiejemy, dużo żartujemy ze wszystkiego i z siebie nazwajem. Żarty sytuacyjne trzęsą busem. Denerwują nas osy, które zwęszą kanapkę z dżemem w sekundę. Jesteśmy coraz bardziej opaleni, zwłąszcza kierowcy i ich lewe ramiona. Bawimy się świetnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz